wydaje mi się, że nie jestem typem blogowicza, który by potrafił opisywać miejsca. zawsze czytając lektury starałem się omijać te, których przeważającą część stanowiły opisy. niemniej jednak dostałem parę requestów, więc pokrótce przedstawię, jak to tu wygląda. może nawet spróbuję mniej pisać o moich wielkich przemyśleniach, a więcej o lokalnych przygodach i ktoś to w końcu zacznie czytać.

kuchnia. syf, jak to w akademikach. niemniej jednak chyba jest lepiej niż w tych polskich. jedzenie samo nie znika. są 3 lodówki. za oknem widać jeszcze jedną ciekawostkę - statek kosmiczny. ze względu na bliską obecność lotniska schiphol, praktycznie przez całą dobę nad akademikiem latają statki kosmiczne.


dalej. winda. niestety ktoś dzisiaj rano pozmywał niezwykle twórcze malunki na ścianach, co czyni ten obiekt dość nieciekawym. co bardziej spostrzegawczy obserwatorzy powinni dostrzec, że w lewej ręce dla lansu trzymam marchewkę. marchewka oprócz walorów estetycznych (kontrast na tle moich czarnych spodni) ma jeszcze jedno, niebagatelne znaczenie. gdyby ktoś, nie daj boże, akurat wszedł do windy i przyłapał mnie na czynności pstrykania sobie zdjęcia w pękniętym lustrze, mogę zawsze pokazać marchewkę, która niewątpliwie narzuci pewien kontekst kulturowy. tak właśnie jest w tym kraju - tolerancja - nie zabraniaj nikomu niczego, co tobie nie szkodzi, nawet gdyby to miało oznaczać miasto pełne polaków wcinających marchewki na każdym rogu. (swoją drogą z tego chyba się bierze lokalny problem z radykalnym islamem - nadmiar tolerancji).

i tutaj dochodzimy do korytarza na parterze. korytarz jest pełen drzwi bez numerów, za to z klamkami. z których wszystkie, lub przynajmniej większość (wydaje mi się, że prawie każdy lokator pokusił się, by to sprawdzić przynajmniej raz, jak nikt nie patrzy), są zamknięte. właściwie nic ciekawego. jednak parę razy się zastanawiałem, co może kryć się za tymi drzwiami.

wychodząc z budynku mijam mitologiczny symbol zachodniej kultury. wydaje mi się, że to tutaj postawili, by na wejściu każdy czuł się jak w domu.

rowery. walają się wszędzie. generalnie jest gdzie jeździć, rowerzyści są bardziej respektowani w mieście niż piesi.
pogoda, wiecznie rześka, jak widać, zachęca do imprezowania i przemyśleń. ;-)


