2009/03/30

insomnia

czas dla mnie zrobić coś konstruktywnego. wypada się więc wpierw wyspać. jako że w moim przypadku nie jest to takie proste, zaglądam na wikipedię, szukam swojej przypadłości. "delayed sleep-phase syndrome" brzmi obiecująco. kiedyś spałem normalnie, kojarzę, że nie zawsze tak za mną było. miewałem okresy względnie regularnego snu. kiedy to się zepsuło? czemu? kawa, alkohol, nikotyna? może stres? coś się zepsuło z rytmem i w nocy brakuje melatoniny. dr jekyll chce się wyspać, mr hyde chce się bawić. czytam dalej artykuł na wikipedii... "cannabis has been suggested as an aid to combat DSPS." ;] nie działa. alkohol też w moim wypadku nie skutkuje, nawet w większych ilościach. hmm, światłoterapia, łykanie melatoniny, było już, co tu jeszcze... pewnie wystarczyłoby, gdybym się bardziej starał. to, że znalazłem fajnie brzmiącą nazwę, to jeszcze nie znaczy, że to choroba.

przyszedł do mnie levi, pytał czy chcę bilet na najbardziej fascynujący mecz sezonu holandia - macedonia. po ponad 24h godzinach bez snu przyszło mi dyskutować na ten temat. czego on nie rozumie w prostym "nie"? a tymbardziej "daj mi spać"? zdaję sobie sprawę, że mocniejszy sygnał chęci zostawienia mnie samego musiałby otrzeć się o chamstwo. wpatrując się w ekran monitora, pisząc coś na gadu-gadu, dość sugestywnie daję do zrozumienia, że nie mam ochoty na dalszą polemikę. czemu ja mu muszę tłumaczyć, że nie mam ochoty z nimi iść? że mnie piłka nożna nie interesuje? z wszystkich nieszablonowych zachowań z którymi się spotkałem w NL jego mnie najbardziej irytuje. staram się być miły. jestem miły i takie owoce mojej pracy za to zbieram - bycie wkurwianym. ;] levi, co ciekawe, mimo bycia tak upartym, ma swój kodeks moralny. wie najlepiej, kiedy ktoś za dużo spali / wypije i głośno o tym mówi, czym regularnie irytuje fanów wszelakich możliwych używek. jednak jak ja mam być niemiły? do bycia niemiłym trzeba mieć energię.

2009/03/28

sylwester rok temu...

heh. to była akcja. długi wymiotował na swoją laskę. ja tylko zrobiłem zadymę w knajpie. jak na starych westernach z usa. cała knajpa we mnie celowała butelkami. jak w lucky luke'a. i ja też byłem lucky lukiem, bo poza hańbą na długie miesiące i ogromnym ciosem w moje poczucie własnej wartości, wyszedłem bez szwanku. już wtedy wiedziałem, że jeszcze kiedyś podaruję swoim wnukom cukierka o smaku toffi opowiadając im tą historię. starałem się sprawę zatuszować, właściwie w pewnej mierze to się udało, jednak ślad po każdym zdarzeniu, jak wiemy, w naturze zostaje. ile to razy łapali morderców po miesiącach od zakończenia śledztwa, po tym jak nagle w śmietniku ktoś odnalazł dowody. ile to razy odnajdywały się dokumenty byłych sbeków po tym, jak już wszyscy myśleli, że wszyscy są rozszyfrowani. taki świat i w takiej rzeczywistości nam przystało żyć, nie ma prywatności, ślad zostaje. po wszystkim. i ja wiem, że to odległe wydarzenie, ta plama na honorze, to czerwone wino na białym obrusie, tak po prostu ze świata nie zniknie. jako że byłe i przeszłe. i długi też za obrzyganie laski jeszcze będzie pokutował. nawet jeśli tego nie wie.

2009/03/20

silver haze


po miesiącu w amsterdamie myślę, że już mogę. opiszę tutaj co sądzę o stanie "średniego" upalenia marihuaną. wydaje mi się, że "średni" stan najlepiej odzwierciedla efekt używek, pisząc o alkoholu pisałbym pewnie o stanie po 3-4 piwach. przy silnym używaniu natomiast efekty uboczne stają się zbyt uporczywe, by zauważyć bardziej subtelne objawy.

- koordynacja ruchowa
staje się trudniejsza, przy dość wysokim upaleniu trochę to przypomina efekty uboczne alkoholu, jednak trudno raczej doprowadzić do tak skrajnego stanu, jak bywa po większej ilości wódki, przynajmniej paląc.
- pamięć krótkotrwała
to być może jest jedna z bardziej odczuwalnych zmian. zrozumienie, o co chodzi w filmie przychodzi z trudem. ciężko posklejać fakty przy słabym kojarzeniu, co było minutę wcześniej.
- koncentracja
a raczej jej brak. umysł ciągle gdzieś wędruje. brak koncentracji wraz z niefunkcjonującą pamięcią krótkotrwałą wydaje mi się być główną przyczyną "tripowania". myśli są chaotyczne, a brak pamięci sprawia, że poczucie tego, co się w danej chwili dzieje, co jest prawdziwe, a co jest tylko przypadkową myślą, nieco się rozmywa. to nie znaczy oczywiście, że zmysły zaczynają fiksować, zdeformowany jest tylko obraz świata w głowie.
- kreatywność
to zależy od tego, jak definiować kreatywność. jeżeli masa absurdalnych, wyskakujących znikąd myśli to przyjęta definicja, to jestem skłonny się zgodzić. moim zdaniem to tylko efekt uboczny zaniku koncentracji. kreatywność doceniania i podkreślana przede wszystkim w towarzystwie, jako że służy jako "skarbnica" wzniosłych, niepowszednich, przeważnie nie związanych z kontekstem myśli i pomysłów - np. "jak to dobrze, że zrobili murzyna prezydentem", "byłoby extra, jakbyśmy mieli małego tygryska", "chodźmy coś zjeść", "o co chodzi?"
- inteligencja
zdolność łączenia faktów zostaje pogrzebana. analiza przychodzi z trudem. ciężko się skoncentrować, a jak już nam się uda to zrobić, po chwili zapominamy, o co chodziło w danym wnioskowaniu. często nawet zapominamy, że coś takiego robiliśmy. generalnie syzyfowa praca. ;]
- wyostrzone zmysły
na mój gust to znowu efekt uboczny braku koncentracji. umysł cały czas wędruje po różnych zmysłach, więc chwilowo się skupiamy na tym, z czego wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy. z tego samego źródła biorą się często rzekome omamy słuchowe (jednak nie zawsze ;] ).
- czas, przestrzeń
zaburzenia orientacji wynikają bezpośrednio z zaburzenia funkcjonowania ośrodka w mózgu odpowiedzialnego za to. ciężko skontrolować czas, to dodaje "tripowości" każdej, nawet najmniejszej podróży. człowiek tracąc orientację w czasie i przestrzeni czuje się, jakby ciągle podążał w nowe, nieznane tereny.

oczywiście, gdyby to tylko człowieka upośledzało, nikt, może oprócz garstki "odkrywców" by tego nie spożywał. tymczasem wielu ludzi zostaje wyznawcami tej używki. od otępienia do euforii blisko. ;] wszystkie doświadczenia są funkcją tego, co ludzie mają w głowie.

jeżeli mają poukrywane lęki, traumy, czasem to wychodzi. i wtedy mówimy, że marihuana to zły narkotyk, powoduje psychozy, lęki, schizofrenię, depresję. tymczasem to tylko z podświadomości wypływa coś, z czym ktoś sobie nie może poradzić. nie w tym kontekście, nie przy tak chaotycznym stanie umysłu.

a czasem ktoś chce się tylko bawić i bawi się dobrze. niezależnie od tego, thc na dłuższą metę ogłupia, proces oczyszczania organizmu jest znacznie spokojniejszy niż w przypadku alkoholu. parę innych pułapek też w tym leży i wielu ludzi będzie ciągle w nie wpadać.

nie ja. ;] ja lubię eksperymentować. jednak sprzedawanie czystego umysłu za trochę euforycznych wrażeń i ciekawych doświadczeń to w mojej opinii bardzo kiepski interes. to oczywiście indywidualna sprawa. mogli by się ze mną nie zgodzić tak wielcy "wizjonerzy", jak Mickiewicz, czy Słowacki. ;]

2009/03/18

commando

film się zaczyna. arnold sam niesie ścięte drzewo na jednej ręce, w drugiej ręce piła łańcuchowa. arnold spotyka swoją małą córeczkę. pokazuje jej trochę ruchów karate, a potem razem głaszczą sarenkę. ahahaha ;-D potem jeszcze jedzą razem lody i przylatuje helikopter do arniego. córka zostaje porwana. arni wpada w pułapkę i musi lecieć samolotem, żeby zabić prezydenta. taką misję dostał od kolesia ubranego w skórę i (!) kolczatkę, co do którego orientacji seksualnej nikt nie powinien mieć złudzeń. jednak decyduje, że to nie dla niego, więc zeskakuje z lecącego samolotu, wpada do kałuży, która amortyzuje upadek, nic mu oczywiście nie jest, może lekkie zadrapanie. co jest dalej, nie powiem, nie chciałbym zdradzić pełnej szalonych zwrotów akcji tego filmu. powiem tylko, że warto. chociażby, żeby zobaczyć, jak arnie sam na najróżniejsze sposoby rozwala całą armię.

polecam.

2009/03/16

przeddzień urodzin

jutro się zestarzeję o rok. właściwie jeden dzień, jak co dzień, ale jutro zacznę wpisywać 23, 23. wszędzie 23, jak michael jordan. 13 + 10, albo może raczej 18 + 5. wypadałoby już coś osiągnąć w tym wieku, by sen się spełnił. coś więcej niż zdać maturę. ;-) więc jak to na przełomie wielkich wydarzeń, proszących się o zmianę, mogę napisać listę. tylko co ja tam miałbym wpisać? "pokonać lenistwo", "skasować gadu-gadu"? to już było. mógłbym całkiem przestać palić, ale w ilości, w jakiej to robię teraz nie odczuwam skutków ubocznych. "przypakować i zostać alfa-samcem"? ;-) i tak nic się nie stanie. nawet fajerwerek nie mam. jak spoglądam do tyłu, to bardziej mnie zmieniało doświadczanie, niż decydowanie. mój przebyty niedoszły wyimaginowany zawał serca w jeden dzień bardziej mi zmienił światopogląd niż cokolwiek, na co mogłem się zdecydować. tak działają nasze mózgi i właściwie to jest dla nas dobre. że jednym, pomylonym aktem złej woli nie jesteśmy w stanie przekreślić wszystkiego, co było wcześniej. gdyby nie ten mechanizm obronny, pewnie odpadłbym z gry już na moich pierwszych młodzieńczych miłościach. więc tym razem daruję sobie listę. dlatego, że znowu nie zadziała, nie dlatego, że listy postanowień są gejowe.

2009/03/15

potop

piękny niedzielny kac, oglądam sobie film. przychodzi do mnie szwed z komputerem - "internet nie działa"... na kacu miewam szczere myśli, więc myślę sobie - "ja pierdolę, kurwa mać, czy ja wyglądam jak chuj mu w dupę, za przeproszeniem, złota rączka?" nic mnie nie obchodzi twój internet. mój działa. i zbijaj. po chwili się dowiaduję, że właściwie to nie tyle nie działa, co chodzi wolno. i że on biedny, nie może przez to grać w pokera po nocach. pod nosem mruczę "omg that's terrible", ale tak delikatny sarkazm nie mógł go przecież zbić z tropu i już jak potop szwedzki zalewa moją polską ziemię, siada obok na mojej osobistej poduszce do podpierania głowy, by sprawdzić, czy u mnie działa. podpina kabel, twierdzi, że u niego chodzi tak samo. wtedy ja, już z poczuciem bliskiego zwycięstwa i miną doświadczonego komputerowca, mówię mu, że problem tkwi w systemie, pewnie ma wirusy i że owszem, mam płytę z windowsem xp i może jej użyć, ale odpinając kabel od jego komputera wysuwam kolejną wysublimowaną sugestię, że na tym moje usługi się kończą. mogę kontynuować seans forresta gumpa.

2009/03/13

trzech chłopców

byłem na tym disco. i siedziało tych trzech kolesi. i chciałem tylko zapalniczkę. a oni właśnie szukali kogoś takiego jak ja, kogoś kto tylko szuka zapalniczki. podłapali temat i ja podłapałem i zacząłem rozmawiać. i pytali skąd jestem, a potem czy lubię rosjan. i ja, że rosjan, to nie za bardzo. wtedy oni chwycili mocniej, więc mi powiedziali, że są z rosji. oczywiście nie byli. ja wystarczająco pijany, by nie zwątpić w ten dziwny zbieg okoliczności, nie dość jednak, by nie dyskutować z nimi na ten temat. i ja, że sorry. i to byli po prostu trzej chłopcy, wysiadujący na ławce w knajpie i szukający tematu do zabawy, ja się, akurat, nawinąłem. i poczułem coś, jak w domu. w jakiś sposób w rozmowie wysmyknęło mi się moje imię, nikt tego nie przegapił, zostało to zapamiętanie równie mocno, jakby zostało nagrane. wracam tym korytarzem. i oni krzyczą, do mnie. kiedy trzech pojebów skanduje moje imię, czuję się jak w domu, wśród kumpli debili. może wyglądam jak gej? w końcu to amsterdam. może ja po prostu jestem pojebany? wygląda na to, że ciągną do mnie jak metal do magnesu. to by miało więcej sensu, chociaż skąd wiedzą? nie mogą wiedzieć. bez śladu thc we krwi tego wieczoru, zaczynam ich kochać. wiem, że są wystarczająco krzywi, bym mógł się z nimi zaprzyjaźnić.

2009/03/11

wschód


pierwszy i pewnie jeden z ostatnich wschodów słońca jakie udało mi się złapać tutaj. tylko dlatego, że strułem się wczoraj owocami morskimi i całą noc byłem zajęty płukaniem sobie żołądka.

2009/03/05

pesymizm

kolejny post na moim apatycznym, postapokaliptycznym, pozbawionym nadziei blogu. mam kilka przesłanek dlaczego mój blog jest taki pochmurny.
  • może to być spowodowane tym, że autorzy książek, które lubię czytać lansują się na cynicznych, sceptycznie nastawionych do wszelkich wartości bezbożników;
  • odkąd pamiętam, że zacząłem analitycznie myśleć, starałem się podważać wszelkie wartości (nie dlatego, że polubiłem nihilizm, wręcz przeciwnie, chciałem pewne trwałe, niepodważalne logicznie (cokolwiek to znaczy) wartości znaleźć);
  • najprawdopodobniej od czasu do czasu cynizmem poprzez sarkazm się zasłaniam. to proste, łatwe i bezbolesne;
  • wątpienie, kiedy większość nie wątpi (czyli pewnie zawsze, ciężko to wiązać z tymi czasami) przeważnie jest wyrazem posiadania wyobraźni, lub może bardziej - braku ignorancji wobec faktów;
  • może dlatego, że jak zaczynałem pisać, a było to bardzo dawno temu, byłem głęboko w procesie podważania wartości i to wtedy był mój lans, a więc i moralny obowiązek wobec siebie szerzyć zwątpienie;
  • może to przez pierwszego papierosa, którego nigdy nie powinienem dotykać;
  • może dlatego, że w dzieciństwie słuchałem nirvany ;)
  • może przez sny o końcu świata, które czasem miewam, a do których już na tyle przywykłem, że odczuwam je neutralnie;
może kogoś tym oszukuję. na co dzień jestem raczej pozytywnie nastawiony do życia. mam za sobą już pierwszą wielką niespełnioną miłość i różne podobne traumy, powiedziałbym, że jak na mój wiek, to całkiem ich wiele. więc to mam z głowy. coś zawsze może się nie udać, ale nic się nie zapowiada, w tej chwili nie mam powodów do logicznie zasadnych fobii. chociaż to tutaj może inaczej wyglądać.

wydaje mi się, że czasem muszę napisać takiego posta, by się wytłumaczyć. oczyścić z zarzutów, które sam sobie tworzę. tym razem pesymizm.