2005/09/04

nikogo na gg nie ma. nie mogę oprzeć się wrażeniu, że oni wszyscy są powyłączani, jak ikonki w moim gg. tyle osób. puste miasto, mógłbym przejść w obie strony kilka razy, nikogo bym nie zastał. chyba o to chodziło z tą podnietą internetem kiedyś. chyba naprawdę uwierzyłem, że oto koniec przygnębiającego, niedzielnego klimatu. i wtedy też była niedziela, wciąż pamiętam. już zawsze miałem być na imprezie. jak byłem mały zwykłem grać, przez całą niedzielę. często nie u siebie. zapominałem o szkole, która z jakichś powodów wtedy była taka ważna. i tak do wieczora, wieczorem trzeba było wracać, czasem dosłownie, do domu, czasem tylko mentalnie, tak jak kończąc dobrą przygodową książkę. już nie gram, już do szkoły nie chodzę, ale te powroty cały czas mnie nękają. zegar biologiczny, autosugestia, nie wiem. w niedzielach jest coś charakterystycznego, światło jakoś tak inaczej się pali w pokoju na dole. zawsze się pali przez cały dzień. nie pamiętam jasnej niedzieli. napewno takie są, może nigdy dosyć wcześnie nie wstałem. dzień wyjątkowo leniwy i miasto też wygląda inaczej. typowa niedziela. nawet niedzielna akcja owsiaka nie jest w stanie tego zmienić, nawet wtedy, po paru piwach i na koncercie niedziela wygląda jak niedziela.