2011/06/24

nierównowaga po alkoholu

przez dużą część dnia czuję się wyśmienicie. jestem bardzo pewny siebie, w głowie kłębi mi się milion pomysłów, które zaczynam od razu realizować. wszystko mi sprawia przyjemność, jestem otwarty, elokwentny, pełny zapału.

później, kiedy wraca uważność, gdzieś zaczyna przewijać się uczucie zdezorientowania. zaczynam zauważać, że świat wydaje mi się odległy, inny, obcy. miewam uczucie, że wszystko jest snem. ten dystans jest dziwny. subiektywne poczucie czasu się zmienia. dzień się wydłuża, każda godzina trwa jak kilka. gdzieś pod manią i radością wyczuwam nutkę strachu. kiedyś w takim stanie dostawałem ataków paniki. na drugim kursie vipassany ten odruch został we mnie zneutralizowany. nauczyłem się to obserwować, nie eskalując własnego strachu.

nigdy nie zdarzyło mi się ćpać żadnych poważnych stymulantów, ale łącząc fakty z mojej ograniczonej wiedzy o neurobiologii, wyobrażam sobie, że tak właśnie wygląda nadmiar dopaminy, podobny do tego, co się dzieje po amfetaminie, lub kokainie. wszyscy, my, którzy pijemy, przechodzimy te cykle nastroju. syndrom "złego kaca" jest chyba wszystkim alkoholikom dobrze znany. tylko, że ja wcale tak dużo nie wypiłem, a moje symptomy wydają mi się jednak znacznie silniejsze, niż przeciętne. przypuszczam, że to ma coś wspólnego z tabletkami ssri, które kiedyś często zapijałem, bo wtedy rozpoczęła się moja nadwrażliwość i przeżyłem pierwsze manie. jeżeli podtrzymałbym ten stan w sposób sztuczny, karmiąc się chemią, następnym przystankiem na drodze pewnie byłyby różne nieprzyjemne stany psychotyczne. nie raz zdarzało się, że bariera oddzielającą moją świadomość od wyobraźni zostawała naruszona. jakkolwiek było to ciekawe, to nie wspominam dobrze różnych halucynacji, czułem dużo lęku.

jutro najpewniej przyjdzie zjazd. będę miał depresję. przesiedzę ją na poduszce, pewnie obejrzę jakiś film, żeby odwrócić uwagę. pojutrze smutek zmatowieje, popływam na basenie i wrócę do homeostazy.