2007/06/18

dawniej

moja niecałozeszłoroczna historia przypomina mi, że myślenie niekoniecznie popłaca. any way, tęskni mi się za niskimi łąkami. tamtym klimatem. przetłoczonymi knajpami. ;-) za wspaniałą abstrakcją niczego, śniegiem, ogromnym mrozem, pustym mieszkaniem, nieustannym syfem na podłodze, potęgującym poczuciem samotności. to cały czas trwa, jak i trwało wcześniej, tylko filmy się zmieniają w głowie, inaczej sobie to nazywam. ta, nie jest rozważnie rozmyślać, uważać, przewidywać. czasem. mam takich parę scenek w pamięci.

2007/06/12

girls

jadę sobie autobusem z tą, co to kiedyś była moja, czy tam ja jej, zależnie od widoku. jadę do tego samego, wysoko położonego mieszkania, gdzie swój monotonny żywot, raz to z nią, raz bez niej, prowadziłem półtora roku. ciśnie się na język jakaś pełna mądrości uwaga, pewna refleksja, chwila jakaś taka wzniosła, taka jak to samoczynnie są generowane po umiarkowanej ilości alkoholu, ale nie kapkę więcej, jeszcze nie ma w tym nic poważnego. skądinąd wiem, że ta historia jeszcze się nie skończyła. będzie się ciągnąć jak płóg po autostradzie. będą generowane kolejne refleksje na ten temat. pełne wzniosłości historie o prostych sprawach. proporcjonalnie do ilości wypitego alkoholu i okazjonalnego neurotyzmu. chyba jednak nie mamy nic lepszego do roboty.

kalendarz by się przydał, może wtedy, jakbym sobie zapisał, a potem przeczytał, że to stanie, to by się ruszyło. ;-) kalendarz by się przydał, może bym tyle nie pił. czasem mi mówią, że to takie fajne, taki lans, pić, pić, pić. może jakbym miał kalendarz to bym pamiętał, że już w gimnazjum się licytowałem z kolegami, kto potrafi więcej wypić. w liceum nawet było to mocno uzasadnione w moim przypadku. teraz nie ma już potrzeby regularnie nadużywać alkoholu, zwłaszcza, że prawie za każdym razem ląduję w tej abstrakcji i niebardzo potem wiem, jak z tego wysiąść, witaminy dają tylko dobre fundamenty pod spokój, same nic nie robią. no to zapiszę sobie w moim kalendarzyku, mam taki jeden, z komiksami garfielda w środku. wypadałoby żeby był 'dostany'. nie dostałem go od nikogo. kupiłem sam sobie. bo nikt mnie wtedy nie kochał, a musiałem go mieć, a może temu, bo siebie też kocham (jak każdy zdrowy na umyśle człowiek).

no i cała reszta, co się robi w takich sytuacjach. wiadomo, sport, warzywa na śniadanie, prospołeczne podejście, zero przekleństw, koniec z alkoholem, papierosami. gazeta wyborcza i wierność ideałom.

2007/06/04

godzina trzecia

kolejna nocka, nie wiem co mam ze sobą zrobić. po sennym dniu biała noc. trochę myślę, że to wszystko bez sensu. takie leżenie w łóżku, a potem na zajęcia. potem jakaś nauka. jutro nauka. imprezy później. filmy, muzyka. no i dziewczyny, gdzieś tam wszędzie przewlekane. i tak w kółko. pociągi. ;-) i tak to idzie sobie. ;-) bez sensu. ale przecież to nie ja jeden tak sobie żyję. jest nas horda. oni też leżą w łóżku i myślą sobie? że bez sensu? ;-s aż taka proza? w brudnych skarpetkach na miasto nie wyjdę, ale przyznać się, że leżę wieczorami, gapię się w sufit i się zastanawiam, czy to bez sensu? ;-p czasem jest za szybko, wtedy nie mam czasu gapić się w sufit.

gapiąc się w sufit przyszła mi do głowy jedna impreza z wrocławia. dużo alkoholu. wydzwanialiśmy do kogo popadnie z informacją, że komórka jest kradziona. no, rano wstaliśmy, dużo śniegu na dworze. wyruszyłem na tą imprezę jak frodo do mordoru z pierścieniem. logicznie to się nie klei, że takie to było dla mnie ważne, ale wtedy, tam, był sens. rano już nie było sensu. rano były śmieszne tramwaje i dużo śniegu, brak pomysłu, co z tym dalej zrobić. i tak czasem było. miałem nałóg doświadczania abstrakcji i go realizowałem. a to teraz, jak zazwyczaj, bez koloru. uciekanie przed nieprzyjemnym i gonitwa za przyjemnym. czas leci, czas czasem, a czasem się zastanawiam, czy warto wlewać w siebie te jogurty. po jakimś czasie każdy przestaje ryzykować. a później mi się tak nie podoba, że podświadomie jestem gotów w ramach eksperymentu przewrócić do góry nogami całe swoje życie, byle tylko coś się zmieniło.

bo ja to wszystko dawno już wycyrklowałem, rozrysowałem, przekalkulowałem i wychodzi mi, że do zaspokojenia moich nierealnych wymagań odnośnie każdej potencjalnej potrzeby wystarczy odrobina chęci.