2009/12/25

święta

oni nie rozumieją. nigdy nie rozumieli i najprawdopodobniej nie zrozumieją. żyją w hierarchii. są jej podporządkowani, ważą słowa swoje i innych w zależności od aktualnej pozycji, ale robią to intuicyjnie, sama świadomość mechanizmu im umyka. ja jestem na samym dole tej hierarchii, o czym nieprzerwalny strumień werbalnych i niewerbalnych sygnałów nie daje mi zapomnieć. może wystarczyło być najmłodszym w rodzinie, choć myślę, że praprzyczyną tego stanu rzeczy jest coś innego. żeby doszło do tej skrajności, musiałem zostać mentalnie okaleczony. ignorancja, podobnie jak niewiedza, nie boli, nie wiedzą, czemu jestem przy nich słaby, czuję się źle. czasem ciężko mi kochać ludzi, którzy są zarazem najbardziej toksycznymi dla mnie, jakich znam. czasem czuję, że powinienem się wyjebać na te konwenanse, spakować torbę i uciekać, ratować dupę, póki jeszcze mam szansę.

intuicyjną, prawdopodobnie najrozsądniejszą reakcją jest robienie dobrej miny do złej gry. i to robię, udaję. przy nich nigdy nie będę sobą i kolejny raz w święta odliczam, kiedy tylko będę mógł stąd wyjechać i przestać patrzeć w lustro z niesmakiem.

2009/12/24

telewizja, filmy, historie, trans

od nich tracę tożsamość. byłbym ignorantem gdybym chciał ten nawyk mentalny rozszerzyć na wszystkich. chociaż widzę tutaj potencjał. widzę, czemu przy horrorach się boimy, czemu lubimy oglądać filmy w których dobro triumfuje, zło zostaje zdławione, nie ja jeden w pewien sposób utożsamiam się, choćby podświadomie, z głównymi bohaterami różnych historii. i oglądam to jak w transie, jestem gdzie indziej. chociaż z końcem historii historia się wyłącza i rzeczywistość przełącza się z powrotem na tę prawdziwą, ślad zostaje. za każdym czuję, jakby było trochę mniej mnie we mnie. czuję, że duża część mnie mogłaby się stać tworem telewizyjnym. zlepkiem mentalności wszystkiego, co widziałem. wszystkich postaci, którymi chciałbym być. ale to ja, jestem egocentrykiem. ja potrzebuję tożsamości, bo odczuwam jej brak. ja potrzebuję się zastanawiać nad sobą. niektórzy podobno są autentyczni i są po prostu sobą, co wyklucza sens zastanawiania się nad sobą. tożsamość dostają za darmo, mają to wmontowane w intuicję równie mocno jak swoje imię i nazwisko, nawet jeżeli ta tożsamość jest tylko kolejnym mentalnym tworem.

2009/12/23

wolność

nie wiem jak o tym napisać, nie znajduję słów w swojej sarkastycznej formie. jestem w tym wieku, że muszę coraz więcej poważnych rzeczy wybierać. zastanawiać się nad wyborami, przejmować tymi wyborami, co by te wybory nie okazały się za rok, dwa, pięć, dziesięć, dwadzieścia lat arbitralne. nie na temat. nie takie jak "chciałem". praca, kobieta, miejsce zamieszkania, znajomi, zainteresowania. to już nie jest efekt motyla, to są decyzje grubymi nićmi szyte, każda z nich ma głęboki i dalekosiężny wpływ na to, co będzie dla mnie dalej. rozsądek każe przemyśleć to dokładnie. z drugiej strony intuicja, którą sobie w przeciągu paru ostatnich lat wyrobiłem, podpowiada mi, że to nie do końca ma sens. wszelkie wybory są i tak w pewien sposób losowe, nie jestem w stanie przewidzieć, co będzie za parę lat. zbyt dużo nacisku na podejmowanie właściwych wyborów stwarza zwątpienie, napięcie.

rozsądek każe mi przyszłość ubrać w pewien szkielet. echem odbijają mi się w głowie wszystkie półprawdy usłyszane od miernych filozofów, cioć, wujków, rodziców. "w świecie dorosłych ważne są pieniądze i wokół tego wszystko krąży". racja, przyjmując ten schemat, możemy spełnić samosprawdzającą się przepowiednię, wystarczy że w to uwierzymy. "jeszcze postudiujesz, zaczniesz pracę, zobaczysz, jak ci zleci". czyżby życie dorosłego pracującego człowieka było koniecznie nudne? słyszałem to od wielu ludzi. bleh, będąc młodszy pokładałem pewną wiarę w tym wszystkim. wszędzie można usłyszeć te i inne prawdy, które są powszechnie sprzedawane jako prawdy ogólne, chociaż w gruncie rzeczy to zawsze są prawdy szczególne, zawsze dotyczą tej jednej konkretnej osoby, która się wypowiada, nawet jeżeli tych osób znajdzie się cała nacja.

dlaczego właściwie miałbym przyjmować pewne utarte szkielety postępowania? dlaczego miałbym się ożenić, osiąść w jednym miejscu, znaleźć stabilną pracę? pierwszą nasuwającą się odpowiedzią jest bezpieczeństwo. te mądrości ludowe w końcu są swego rodzaju radami. np. radzą względnie młodym dziewczynom łapać czego się da, żeby nie zostały starymi pannami. radzą wiele rzeczy, byle pozostać w strefie bezpieczeństwa i trzymać z dala od siebie wizje wszelkich społecznych dramatów. i pewnie to działa, pewnie w ten sposób poprzez rodzinę możemy zredukować lęki, smutki, pogodzić się ze swoim losem.

na ile warto? kompromis odbywa się kosztem wolności. ten romantyczny pierwiastek, który odpowiada za wszelkie marzenia i dla którego warto żyć, zostaje po częściach odsprzedawany za bezpieczeństwo. ostatecznie może nic nie zostać. odcinając po kolei wszystkie drogi, z którymi wiąże się ryzyko, powoli zamykamy się w kokonach rutyny i bezpiecznych nawyków, coraz bardziej znieczuleni na wszystko, co niesie ze sobą życie. życie mamy tylko jedno, dlatego wszyscy dbamy, żeby jego nie zepsuć i z tego samego powodu dość łatwo jest popaść w schematy i w dużej mierze z niego zrezygnować na rzecz bezpieczeństwa. to już gdzieś było, ja to powtarzam. to jest jedno z tych pytań, nad którym wielu się zastanawiało przede mną i wielu będzie po mnie.