2009/12/23

wolność

nie wiem jak o tym napisać, nie znajduję słów w swojej sarkastycznej formie. jestem w tym wieku, że muszę coraz więcej poważnych rzeczy wybierać. zastanawiać się nad wyborami, przejmować tymi wyborami, co by te wybory nie okazały się za rok, dwa, pięć, dziesięć, dwadzieścia lat arbitralne. nie na temat. nie takie jak "chciałem". praca, kobieta, miejsce zamieszkania, znajomi, zainteresowania. to już nie jest efekt motyla, to są decyzje grubymi nićmi szyte, każda z nich ma głęboki i dalekosiężny wpływ na to, co będzie dla mnie dalej. rozsądek każe przemyśleć to dokładnie. z drugiej strony intuicja, którą sobie w przeciągu paru ostatnich lat wyrobiłem, podpowiada mi, że to nie do końca ma sens. wszelkie wybory są i tak w pewien sposób losowe, nie jestem w stanie przewidzieć, co będzie za parę lat. zbyt dużo nacisku na podejmowanie właściwych wyborów stwarza zwątpienie, napięcie.

rozsądek każe mi przyszłość ubrać w pewien szkielet. echem odbijają mi się w głowie wszystkie półprawdy usłyszane od miernych filozofów, cioć, wujków, rodziców. "w świecie dorosłych ważne są pieniądze i wokół tego wszystko krąży". racja, przyjmując ten schemat, możemy spełnić samosprawdzającą się przepowiednię, wystarczy że w to uwierzymy. "jeszcze postudiujesz, zaczniesz pracę, zobaczysz, jak ci zleci". czyżby życie dorosłego pracującego człowieka było koniecznie nudne? słyszałem to od wielu ludzi. bleh, będąc młodszy pokładałem pewną wiarę w tym wszystkim. wszędzie można usłyszeć te i inne prawdy, które są powszechnie sprzedawane jako prawdy ogólne, chociaż w gruncie rzeczy to zawsze są prawdy szczególne, zawsze dotyczą tej jednej konkretnej osoby, która się wypowiada, nawet jeżeli tych osób znajdzie się cała nacja.

dlaczego właściwie miałbym przyjmować pewne utarte szkielety postępowania? dlaczego miałbym się ożenić, osiąść w jednym miejscu, znaleźć stabilną pracę? pierwszą nasuwającą się odpowiedzią jest bezpieczeństwo. te mądrości ludowe w końcu są swego rodzaju radami. np. radzą względnie młodym dziewczynom łapać czego się da, żeby nie zostały starymi pannami. radzą wiele rzeczy, byle pozostać w strefie bezpieczeństwa i trzymać z dala od siebie wizje wszelkich społecznych dramatów. i pewnie to działa, pewnie w ten sposób poprzez rodzinę możemy zredukować lęki, smutki, pogodzić się ze swoim losem.

na ile warto? kompromis odbywa się kosztem wolności. ten romantyczny pierwiastek, który odpowiada za wszelkie marzenia i dla którego warto żyć, zostaje po częściach odsprzedawany za bezpieczeństwo. ostatecznie może nic nie zostać. odcinając po kolei wszystkie drogi, z którymi wiąże się ryzyko, powoli zamykamy się w kokonach rutyny i bezpiecznych nawyków, coraz bardziej znieczuleni na wszystko, co niesie ze sobą życie. życie mamy tylko jedno, dlatego wszyscy dbamy, żeby jego nie zepsuć i z tego samego powodu dość łatwo jest popaść w schematy i w dużej mierze z niego zrezygnować na rzecz bezpieczeństwa. to już gdzieś było, ja to powtarzam. to jest jedno z tych pytań, nad którym wielu się zastanawiało przede mną i wielu będzie po mnie.