2008/09/22

strict machine

weekend w głogowie, bal 'absolwenta'. dla mnie kolejna okazja, by zweryfikować moją obecną sytuację. jak to przeważnie bywa, tym razem również bez wniosków. na bal miało przyjść trzysta osób (?), stawiło się koło setki. i tak się napiliśmy, i tak była zabawa, może trochę inna, pozbawiona sentymentu, relatywnie do rodzaju imprezy. ja i tak sentymentu do swojej starej szkoły zresztą nie mam.

i na tej imprezie, jak na innych, zajęły mnie raczej stare filmy. picie alkoholu, dziewczyny, rozmowy mające wyłuskać z chaosu odrobinę formy. nic z tego wyjść nie może. ciągnę na te spędy, jak do babilonu, przynajmniej na te parę godzin, odrobina zapomnienia. intuicja mi podpowiada, że powinienem od nich uciekać, unikać, a już na pewno nie poświęcać im tyle energii, co obecnie. coś się skończyło i już nie wróci, a ja dalej spoglądam za siebie, z braku może lepszych pomysłów, odwagi do ich realizowania. lenistwa. słabości, nadciśnienia. ciągle sobie obiecuję, że nie będę się już truł. i nie wychodzi.

moje stare lo dostało kolejne błogosławieństwo od kolejnego papieża. przysłali. jest nawet podpis, nawet nie cyfrowy. drukowany. kiedyś naiwnie bym pomyślał, że oni lubią grube kłamstwa. a to wcale nie o to chodzi. to po prostu ładnie wygląda. to nie tak, że dla kogoś to coś znaczy.