2007/04/27

dwudziesty siódmy kwietnia

późno nieco. dzisiejszy dzień sponsorował royksopp i numerki. analiza numeryczna. macierze i błędy arytmetyki komputerowej. precyzja maszyny. to dopiero jest sztuka. niezły kawał mięsa. trochę mam już dosyć. z jednej strony pewnie, że bym się pouczył. czyści mi to umysł. z drugiej, bo ja wiem? sam nie wiem, co miałbym ze sobą zrobić. może jechać w sobotę pod namioty, z gitarą, pojkami. mały czilaut. małe udawanie, że się nie słyszy i nie widzi. może usiąść na poduchę, medytować. to już nie udawanie. oczy otwarte szeroko, wpatrzone w nicość ściany, ale reszta nie znika. może się, eufemistycznie tą czynność określając, nieco zalać? ;-) taka polityka już była, może nie była taka zła. może tamte kace moralne nie były w sposób nieunikniony związane z tą czynnością. och. nie, jednak nie. to droga donikąd. to błądzenie po omacku. to oglądanie się za siebie. ;-) hahah. nie czas na poezję. a może jednak, małe winko? ;-) drażnię się tak ze sobą, tak sobie mówię w nocy, nie że to na poważnie. aż takim poetą nie jestem. nie na trzeźwo. zresztą, alkohol to nudna używka. trzeba spróbować czegoś innego. może klej, klej to przyszłość. ostatnio nawet reklamują jakiś nowy w telewizji. klej w przyszłości zdominuje wszystkie lokale od Warszawy, przez Paryż, na Nowym Jorku skończywszy. oczywiście sobie żartuję. chociaż znam taką, co karierę zaczęła już w podstawówce, ale to jeszcze nie jej czasy, jeszcze nie teraz, społeczeństwo nie dojrzało do jej rewolucji.

jutro mam kolokwium. ósma rano, minut trzydzieści. następnie wybieram się nigdzie. a później podobnie. i tak będę spędzał cały wspaniały, wolny od nauki dzień, aż nastanie zmrok. wtedy wybiorę się w pewne miejsce, ale nie skłamałbym, gdybym powiedział, że idę nigdzie. bo nigdy się to nigdzie nie kończy inaczej niż będąc niczym. och. och. tak oto się wypróżniam. tak jak i jutro, wypróżnić się mam zamiar. przyjść, przywitać się, porozmawiać. o tematach. o pogodzie. o wspaniałym świecie długiego weekendu. o tych węgielkach, co tam w grillu skwierczą. napić się wódki. zapalić papierosa. poskakać. wywrócić się. wypić. popatrzeć na komórkę. napisać. zadzwonić. porozmawiać. poskakać. wywrócić się. zapalić papierosa. wypić. pomyśleć. pomachać.
dobrze się bawić.

czasy się zmieniły. a raczej to tutaj. czasy to sprawa historyków. nie wiem, czy czasy zmiękły, czy to czasy prosperujące. tak czy inaczej, wkrótce coś podpalę. już trochę zbyt wygodnie mi się zrobiło, całkiem przyjemnie. a może znajdę hobby? ten przemysł tak się teraz prężnie rozwija. poszukam na googlach jakiegoś kółka. coś dla mnie będzie. jakiś sport może? dla odmiany coś, co nie wymaga ciągłego noszenia butelek. może zapytam Ewy Drzyzgi? ona napewno mi coś poradzi. och, gdybym był taki pełen mądrości, jak Ewa Drzyzga, nie byłoby mnie tutaj. siedziałbym w TVNie, robił talk-show z zagadnieniami z tematu algebry liniowej i równań różniczkowych.

może kółko grotołazów? hm, nie... może fotografią się zajmę. nie, to nie odda tej adrenaliny zamiatania zlewów w knajpach... może wymyślę jakieś nowe hobby! zbieranie znaków drogowych? wkład w kulturę (może celniej byłoby to nazwać interakcją), dreszczyk emocji też. trochę wyobraźni i każdy z nas może coś sobie znaleźć. z drugiej strony dawno go nie widziałem, może już mu się to znudziło. może to jednak nie jest hobby, może pod to wieloznacznie zdefiniowane zjawisko się tego nie podciągnie. chociaż z drugiej strony, moim zdaniem, zbieranie znaczków jest równie bezsensowne. po co komuś znaczki? to musi być jakiś muzealny dowcip. poważna sprawa. to powinno być tematem moich zmartwień, nie ta proza, której jestem bezwolnym obserwatorem. chociaż rozpętanie pożaru być może nie jest rozwiązaniem. może jednak wymyślę jakieś hobby. mój wkład w kulturę. coś od siebie.

albo inaczej, narazie pójdę spać.

2007/04/07

ee, to nie.

głowa mnie boli od stawania na głowie, by zwrócić na siebie uwagę. jedna z tych chwil kiedy zdaję sobie sprawę, co robię. refleksja przy staniu na głowie. jak pierwszy red bull na kacu.

"Mel, dzięki za Pasję!". ;-D co byśmy bez niej zrobili! moje największe duchowe przeżycie, 11 zł brutto.

2007/04/02

zniknęło

to nam dobrze wychodzi. pójdzie błyskawicznie, bez bólu. jesteśmy wprawieni w odcinaniu sznurów. trochę jeszcze ten fakt marudzi. trochę jeszcze niewygodny. trochę jakby prozaiczny, trochę markotny. trochę jeszcze nie ta faza. i jeszcze trochę, nie będzie już niczego za nami.

dźwigi lecą.
aquapark wylał.
kopiec się sypie.