2011/02/21

chaos

Jesteśmy zwierzętami z rozwiniętą inteligencją. Będziemy cierpieć, czasem będzie dobrze, a czasem słabo, to wszystko jest esencją naszego doświadczenia. Chociaż wierzymy, że wszystko można zamknąć w formę, to świat ciągle śmieje się z tej naiwności. Choć mam imię i nazwisko, w szerszym obrazku, poza formami, ustalonymi abstrakcjami, nic one nie znaczą. Jadę autem, z myślą o celu, z mapą Krakowa w głowie, zapominając o bieżącej sytuacji. Zauważam, że nie jestem świadomy bieżącej sytuacji. Szerszy obrazek bieżącej sytuacji wygląda tak, że jestem po prostu w tym aucie, niekoniecznie gdziekolwiek dojadę, natomiast Kraków jest pewną konstrukcją, pewnym miejscem, a raczej przestrzenią, na którą ktoś dawno nadał taką, nie inną, etykietkę. Przyglądając się bliżej bieżącej sytuacji, okazuje się, że to auto też jest zamknięta koncepcją, a ja po prostu poruszam się na siedzeniu kręcąc od czasu do czasu kółkiem. Za oknem pada śnieg.

Wierzymy i polegamy na wierze, że wszystko można wykalkulować, że nasza znajomość form, przyczyn i skutków może ochronić nas przed wiatrem i brudem świata. I może tak by się stało, gdybyśmy potrafili objąć formą całą rzeczywistość.

W każdej chwili może stać się coś, czego nie przewidziałem.

Chaos, czyli przypadkowe, lub tylko pozornie przypadkowe wydarzenia, których nie jestem w stanie ogarnąć,  jest wszędzie, gdziekolwiek jestem. Nie wożę go ze sobą, on już tam jest, czeka na mnie. Z drugiej strony chaosu na zewnątrz, poza mną, nie ma nigdzie, bo jego esencją jest przypadek, nieprzewidywalność - moja nieświadomość ciągów przyczynowo-skutkowych. Przypadek, a więc również chaos, są tylko w mojej głowie. Świat nie dba o moją racjonalizację tego, co się dzieje. Świata nie interesuje, czy ja pojmuję, co się dzieje. Rzeczy się po prostu dzieją. Świata w ogóle nic nie interesuje, a piszę te truizmy i używam tej personifikacji tylko po to, by ująć absurd formy, w którą świat próbuję zamknąć.

Jaram się jak dziecko klockami LEGO, strasznie się jaram, tym pięknym szerszym obrazkiem, wolnością. Wolność to chemia, to mój umysł na haju wpatrujący się w przypadek bez odrobiny lęku. W fakt, że nie wiem, co za chwilę będzie, za rok, za dwa, za dziesięć. Siedzę z tyłu i obserwuję. Będę się cieszył, będę się śmiał, będę cierpiał i płakał. W końcu umrę. Akceptacja sprawia, że chociaż jestem w centrum tej sytuacji, to nie jestem przyparty do muru i chociaż wiem, że jeszcze nieraz jeszcze będę, motając się jak zwierzę, to teraz spokojnie oglądam bardzo ciekawe zjawisko - chaos. Jaram się chaosem. Wiem, co jest teraz, wiem, jaki będzie koniec, a wszystko pomiędzy jest wspaniałym spektaklem. Świeżym, pełnym wzlotów i upadków. Jestem ogromnie ciekawy.