2007/06/04

godzina trzecia

kolejna nocka, nie wiem co mam ze sobą zrobić. po sennym dniu biała noc. trochę myślę, że to wszystko bez sensu. takie leżenie w łóżku, a potem na zajęcia. potem jakaś nauka. jutro nauka. imprezy później. filmy, muzyka. no i dziewczyny, gdzieś tam wszędzie przewlekane. i tak w kółko. pociągi. ;-) i tak to idzie sobie. ;-) bez sensu. ale przecież to nie ja jeden tak sobie żyję. jest nas horda. oni też leżą w łóżku i myślą sobie? że bez sensu? ;-s aż taka proza? w brudnych skarpetkach na miasto nie wyjdę, ale przyznać się, że leżę wieczorami, gapię się w sufit i się zastanawiam, czy to bez sensu? ;-p czasem jest za szybko, wtedy nie mam czasu gapić się w sufit.

gapiąc się w sufit przyszła mi do głowy jedna impreza z wrocławia. dużo alkoholu. wydzwanialiśmy do kogo popadnie z informacją, że komórka jest kradziona. no, rano wstaliśmy, dużo śniegu na dworze. wyruszyłem na tą imprezę jak frodo do mordoru z pierścieniem. logicznie to się nie klei, że takie to było dla mnie ważne, ale wtedy, tam, był sens. rano już nie było sensu. rano były śmieszne tramwaje i dużo śniegu, brak pomysłu, co z tym dalej zrobić. i tak czasem było. miałem nałóg doświadczania abstrakcji i go realizowałem. a to teraz, jak zazwyczaj, bez koloru. uciekanie przed nieprzyjemnym i gonitwa za przyjemnym. czas leci, czas czasem, a czasem się zastanawiam, czy warto wlewać w siebie te jogurty. po jakimś czasie każdy przestaje ryzykować. a później mi się tak nie podoba, że podświadomie jestem gotów w ramach eksperymentu przewrócić do góry nogami całe swoje życie, byle tylko coś się zmieniło.

bo ja to wszystko dawno już wycyrklowałem, rozrysowałem, przekalkulowałem i wychodzi mi, że do zaspokojenia moich nierealnych wymagań odnośnie każdej potencjalnej potrzeby wystarczy odrobina chęci.