2009/03/28

sylwester rok temu...

heh. to była akcja. długi wymiotował na swoją laskę. ja tylko zrobiłem zadymę w knajpie. jak na starych westernach z usa. cała knajpa we mnie celowała butelkami. jak w lucky luke'a. i ja też byłem lucky lukiem, bo poza hańbą na długie miesiące i ogromnym ciosem w moje poczucie własnej wartości, wyszedłem bez szwanku. już wtedy wiedziałem, że jeszcze kiedyś podaruję swoim wnukom cukierka o smaku toffi opowiadając im tą historię. starałem się sprawę zatuszować, właściwie w pewnej mierze to się udało, jednak ślad po każdym zdarzeniu, jak wiemy, w naturze zostaje. ile to razy łapali morderców po miesiącach od zakończenia śledztwa, po tym jak nagle w śmietniku ktoś odnalazł dowody. ile to razy odnajdywały się dokumenty byłych sbeków po tym, jak już wszyscy myśleli, że wszyscy są rozszyfrowani. taki świat i w takiej rzeczywistości nam przystało żyć, nie ma prywatności, ślad zostaje. po wszystkim. i ja wiem, że to odległe wydarzenie, ta plama na honorze, to czerwone wino na białym obrusie, tak po prostu ze świata nie zniknie. jako że byłe i przeszłe. i długi też za obrzyganie laski jeszcze będzie pokutował. nawet jeśli tego nie wie.