2009/04/24

chemia

po wielu tyg. dobrej zabawy i wzlotów musiała nadejść recesja. przy łagodnym spadku jeszcze można było to zapić, ale już wtedy wiedziałem, że nie pokonam grawitacji i przyjdzie ten dzień, kiedy pęknę, trzeba będzie posprzątać pokój i zastanowić się, co dalej.

wyjazdowy dół dość szybko ubiło przyjazdowe szczęście. pierwszy dzień w parku z kaczkami i drugi. dużo dobrej chemii. wracam z klubu, dwóch właściwie, po paru piwach. jak to ostatnio, dobrze się bawiłem. piąta rano, zakładam słuchawki akg. puszczam jedną z bardziej podchodzących mi piosenek iamx. ciepło mi. znowu czuję zalew serotoniny.

jestem ćpunem. zacząłem z rana, poszedłem biegać. słońce spotęgowało uczucie ciepła płynące z każdej strony. następne bodźce przyjmowałem przybierając rolę socjopaty. "you're crazy" parę razy usłyszałem, z początku wzbudziło sprzeciw, później skorygowałem swój pogląd na ten temat, pogodziłem się. w międzyczasie nawet czytałem pewną nerdowską książkę i nie mogę powiedzieć, bym od niej zmorowiał specjalnie. jadę wężem na rowerze do sklepu, cieszy mnie ten stan, naćpałem się bez przyjmowania żadnej chemii. dochodzi do mnie, że to wszystko zawsze tkwi w mojej głowie. przechodzi przez myśl, że może nie będę już musiał tak się zatruwać.

piąta rano, słuchawki na uszach, znowu czuję się bardzo dobrze. tracę odrobinę kontroli i mniej, niż zwykle, zależy mi na tym, co będzie jutro. zapominam się w tym uczuciu, znowu. zgłaśniam słuchawki, puszczam kolejny utwór, jest ciepło.