2009/06/18

asocial

to była jedna z tych imprez, przy których już na wejściu wiedziałem, że to nie to. zastanawiałem się tylko, ile czasu minie, zanim odpuszczę. przestanę oszukiwać siebie i innych, że dobrze się bawię. że w ogóle się bawię. na początku, będąc jeszcze pełnym energii, jest to łatwe. standardowe gadki, pytania i odpowiedzi. im dalej tym bardziej pod górkę. pełno pozytywnych rozmów, popularnej muzyki, powszechnej przyjaźni i porozumienia. czuję, że tak naprawdę nie znam tych ludzi. jeszcze mi to nie przeszkadza, mogę ciągnąć standardowe rozmowy. w najlepszym wypadku jestem tylko znudzony, w przeciętnym - jest mi niewygodnie. czuję się ułomny mając poczucie, że im w tym dobrze, mają z tego frajdę, pozytywne doświadczenia. wydaje mi się, że ta sama rzeka, która ich napędza i energetyzuje, dla mnie jawi się jako niemrawy strumyk. próbuję się zainteresować którąś z rozmów. nie dostaję wystarczającej ilości bodźców. mam ochotę pić więcej i więcej, najlepiej wódki z redbullem. mam ochotę przeskoczyć na jakąś elektroniczną imprezę, usłyszeć muzykę chociaż z lekka agresywną, poczuć że żyję. nic z tego nie będzie.

może powinienem jakoś oznaczać posty alkoholowe. to jeden z nich.