2005/10/18

olsza

noc była mloda, ale jestem pewny, że świtało. całą noc, być może. czarne chmury, nawet jeżeli gdzieś widniały, raczej dla kontrastu, lepszego koloru. najwyższy szkielet w mieście nabiera surrealistycznych barw. nie świeci się. z trudem wyczuwam to samo miejsce, rytm miasta wydaje się przebudowywać na bieżąco każdy szczegół otoczenia. przez ten budynek chciałem latać. jo, minęła, ustąpiła miejsca kolejnym, być może żebym któregoś dnia stwierdził, że to tylko ja się zmieniam, a one w pewien sposób stoją, nieustannie się zmieniając, będąc sobie równe, wciąż rzadko dostrzegalne. co za różnica? i tak wszystko pójdzie jak w szwajcarskim zegarku, tylko moja perspektywa gdzieś osiądzie w 2d.