2009/03/15

potop

piękny niedzielny kac, oglądam sobie film. przychodzi do mnie szwed z komputerem - "internet nie działa"... na kacu miewam szczere myśli, więc myślę sobie - "ja pierdolę, kurwa mać, czy ja wyglądam jak chuj mu w dupę, za przeproszeniem, złota rączka?" nic mnie nie obchodzi twój internet. mój działa. i zbijaj. po chwili się dowiaduję, że właściwie to nie tyle nie działa, co chodzi wolno. i że on biedny, nie może przez to grać w pokera po nocach. pod nosem mruczę "omg that's terrible", ale tak delikatny sarkazm nie mógł go przecież zbić z tropu i już jak potop szwedzki zalewa moją polską ziemię, siada obok na mojej osobistej poduszce do podpierania głowy, by sprawdzić, czy u mnie działa. podpina kabel, twierdzi, że u niego chodzi tak samo. wtedy ja, już z poczuciem bliskiego zwycięstwa i miną doświadczonego komputerowca, mówię mu, że problem tkwi w systemie, pewnie ma wirusy i że owszem, mam płytę z windowsem xp i może jej użyć, ale odpinając kabel od jego komputera wysuwam kolejną wysublimowaną sugestię, że na tym moje usługi się kończą. mogę kontynuować seans forresta gumpa.