2010/09/15

vipassana #3

jadę na vipassanę. jak nie kopnę w kalendarz w międzyczasie, jak mnie nie zeżrą bakterie, jak mnie nie zawieją halne, a nic z tych rzeczy się nie stanie, to na początku grudnia jadę do triebel, wschodnie niemcy. po raz kolejny przeżyć 10 dni sensorycznej deprywacji i mentalnych katuszy.


ostatni raz, kiedy się dowiedziałem, że pojadę, był inny. mniej uczucia adventure, więcej obowiązku wobec siebie. czułem, że jadę coś odbębnić, żeby poprawić swój żywot. coś jak połknąć tabletki, wyciąć migdałki, przetrwać potrzebną operację. teraz jeszcze bardziej jestem świadomy, że po długiej stronie tunelu trawa będzie bardziej zielona, ale już wiem, że medytując tam nie będę o tym myślał. temat ten będzie równie odległy jak facebook, ludzie i internet, które zostawię na zewnątrz.


tera będzie przygoda! to jest ten aspekt odosobnienia medytacyjnego, którego nikt, kto tego nie robi, zdaje się nie rozumieć. co to za przygoda - siedzieć półtora tygodnia na poduszce. bo to nie jest przygoda. jednak spróbuj - jak masz równie nasrane w głowie jak ja (co jest bardzo prawdopodobne, skoro czytasz mojego bloga), to twój własny umysł zafunduje ci lunapark.


dzisiaj cieszę się niemożebnie. ;)